wtorek, 17 sierpnia 2010

Recenzja "Wszyscy Inni"

Razem a jednak osobno

O miłości, o związkach, o byciu sobą, pomimo tego, że wszyscy inni Ciebie nie akceptują – o tych prostych, ale wyjątkowo dla nas, ludzi istotnych sprawach, opowiada Maren Ade, w swoim najnowszym dziele, “Wszyscy inni”. A robi to niezwykle subtelnie i bez zbytecznej egzaltacji.

Więź, która spaja Gitti (niezastąpiona i zasłużenie nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem, Birgit Minichmayr) i Chrisa (odrobinę bezbarwny Lars Eidinger) nie należy do książkowych okazów. Parę młodych ludzi łączy uczucie, ale czy jest to miłość ? Najprawdopodobniej, ich związek zaczyna dopiero raczkować, stopniowo, odkrywają oni ciemne strony własnych jaźni. Ten złożony proces docierania dwojga zakochanych ma miejsce na Sardynii, w willi rodziców Chrisa. W otoczeniu włoskich plaż, soczystej zieleni, słonecznego śródziemnomorskiego klimatu para, a szczególnie Gitti, dąży do określenia statusu ich relacji. Tandem miłosny czy dwa odległe bieguny? On pracuje jako architekt, z pasją poświęca się swojemu powołaniu. Ona zatrudniona jest w wytwórni muzycznej. Dziewczyna przypomina rozgrzany gejzer emocji, żadne konwenanse jej się nie trzymają. Chris natomiast chciałby dać upust swoim uczuciom, ale poskramiają go wewnętrzne hamulce…

Światopoglądowe różnice uwypuklają się między nimi kiedy dochodzi do konfrontacji z tytułowymi „innymi”. Sana (Nicole Marischka) i Hans (Jochen Wagner) korzystają z uroków wyspy, zamieszkując luksusową posiadłość po sąsiedzku. Para nowobogackich turystów prowadzi wzorcowe życie - z sukcesami zawodowymi na koncie oraz dzieckiem w drodze. Kiedy dochodzi do konfliktu pomiędzy Gitti a Hansem, Chris w ramach męskiej solidarności, zdradza idee niezależności i spontaniczności reprezentowane przez Gitti, na rzecz wygodnictwa oraz konformizmu Hansa. Innym razem, upokarza on Gitti, wrzucając ją do basenu. Dziewczyna podejmuje próbę metamorfozy. Upodabnia się do wszystkich innych. Jednak, w ostatecznym rozrachunku, pozostaje ona wierna swojej ideologii, natomiast Chris nieustannie się waha…

Akcję, de facto, stanowi ciągnąca się z wolna wiwisekcja relacji dwojga ludzi. Psychologicznie trafna, miejscami chłodna analiza związku osób, które są razem, a jednak osobno… Skromna, aczkolwiek niezwykle przekonywająca warstwa dialogowa nie zmienia faktu, że to, co najistotniejsze wybrzmiewa między wierszami. Skrajne emocje, którymi naładowany jest film Maren Ade, rzadko krzyczą z ekranu, raczej pozostają przemilczane. Taki zabieg potęguje napięcie widzów. W ten niezwykle efemeryczny sposób, reżyserka zdaje się sugerować, że czasami „kochać” to za mało. Można być razem, a tak naprawdę, obok siebie. Niemka nie wskazuje najlepszego scenariusza na idealny związek, być może podpowiada, że aby osiągnąć harmonię z drugim człowiekiem, warto czuć się szczęśliwym z samym sobą.

Postać Gitti napawa nadzieją, że istnieją wśród nas wyznawcy spontaniczności, intuicji, wolności… Problematyka podjęta przez Maren Ade dotyczy każdego refleksyjnego człowieka. Reżyserka stawia odważne pytania - jak długo pozostajemy autentyczni w relacji z innymi; czy wierność sobie jest w ogóle możliwa? Bohater filmu miota się, wobec dziewczyny nie jest szczery, ukrywa swoje decyzje. W relacjach ze spotkanymi znajomymi gra i jest wyjątkowo podatny na wpływ innych osób. Niestety, bardziej odpowiada mu gra pozorów. Nie walczy o siebie, ani dla siebie. Tak czy owak, „Wszyscy inni” wygrywają ten pojedynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz