sobota, 19 listopada 2011

"Blue Valentine" - smutna walentynka


Melodramat. Nic nadzwyczajnego. Nie będzie happy endu. Reżyser, Derek Cianfrance przesyła widzom smutną walentynkę (tłum. blue valentine). Film jest dogłębną wiwisekcją umierania miłości w związku. Bywa różnie. W życiu Cindy (Michelle Williams) i Deana (Ryan Gosling) zdarzają się tragedie małe i duże. Jednego dnia problemem jest obrzydliwa owsianka, a kiedy indziej, zniknięcie psa, które, de facto, zapowiada wykolejenie pociągu zwanego małżeństwem.
Ich związek gnije od środka. On, malarz pokojowy, ceni swoją robotę, bo browar o poranku, jeszcze przed pracą, to żaden kłopot. Ona ostro zasuwa na stanowisku pielęgniarki. Na jej twarzy wyłania się fizyczne i mentalne wyczerpanie. Cindy pragnęła zostać lekarzem, ale aspiracje dotyczące kariery zostawiła za sobą, kiedy przyszła wiadomość o nieplanowej ciąży. Deanowi najwyraźniej wystarcza status męża i ojca. Nie wybija się. Cindy oczekuje od życia i od swojego małżonka czegoś więcej. Jednak, nie określa jasno swoich marzeń, wymagań, rozterek… Wtedy, poznajemy Cindy sześć lat młodszą. Reżyser filmu przeplata słodką przeszłość z gorzką teraźniejszością. Retrospektywy przynoszą barwne zwroty akcji, zaskakujące spotkania, wreszcie, uzupełniają blednący obraz miłości Cindy i Deana.
Co poszło nie tak? Strzała Amora trafiła ich natychmiastowo, ona gotowa była tańczyć w środku nocy na ulicy, on szarpał cztery struny ukulele i śpiewał „You Always Hurt the One You Love” (posłuchajcie: http://www.youtube.com/watch?v=sYut9FdRt3w&feature=related). Bez skrępowania, z fascynacją, spowici zauroczeniem, wolni. Czy wtedy przypuszczali, że ich sen na jawie okaże się koszmarem… Derek Cianfrance nie obwinia żadnej ze stron, wskazuje raczej na szczeliny, które pełniły rolę znaków ostrzegawczych. Bez rezultatu. Niczym rak, zakrada się w ciszy, dzień po dniu osłabia więzy, oddala ludzi od siebie. Doprowadza do samotności we dwoje. „Blue Valentine” nie byłby tak wymowny, przejmujący, szczery, gdyby nie aktorski duet – Williams i Gosling – rewelacja!

sobota, 12 listopada 2011

Dokumentalny fakebooking


W erze technologii 2.0 doczekaliśmy się zjawiska zwanego „fakebooking’iem”. Chodzi o to, że na portalach społecznościowych wymyślamy siebie, a raczej „niesiebie” – podajemy fikcyjne dane, upodobania, fotografie. Tworzymy ludzi, których nie ma. Internetowa mistyfikacja to kluczowy temat filmu dokumentalnego „Catfish”. Niezależna amerykańska produkcja wywołała zażartą dyskusję na festiwalu filmowym Sundance 2010. Dokumentowi zarzucano manipulacyjny ton, ale czy słusznie? 24-letni fotograf, Nev Schulman poznaje na facebooku wybitnie utalentowaną 8-latkę, Abby. Zainspirowana jego zdjęciem dziewczynka zaczyna malować. Relację między dwojgiem postanawia zobrazować brat Neva, Ariel, wraz z przyjacielem Henrym. Przyjaźń rozkwita, pomimo że odległość między Nowym Jorkiem a stanem Michigan to ponad tysiąc kilometrów, ale w wirtualnej sieci dzieli ich jedno kliknięcie. Nev poznaje mamę Abby, ojca, przyjaciół, a w końcu przyrodnią siostrę, Megan. 19-letnia tancerka, piosenkarka, fotomodelka robi na 24-latku piorunujące wrażenie. Zawiązuje się cyber-romans - wymieniają się odważnymi zdjęciami, nie szczędzą sobie czułych słówek. Czar pryska w momencie, kiedy okazuje się, że próbka głosu przepięknej Megan to jedno z YouTube’owych nagrań… Wreszcie, Nev ujrzał czerwone światło. Nowojorczyk wraz z Arielem i Henrym prowadzą prywatne śledztwo. Aby ostatecznie odkryć prawdę o „facebookowej” rodzinie, mężczyźni jadą do niewielkiej miejscowości w Michigan. Tam wita ich sprawczyni misternie utkanej mistyfikacji – 39-letnia Angela Wasselman. Kobieta podszywała się pod seksowną Megan. Rzeczywiście, ma córkę Abby, ale talent plastyczny należy przypisywać Angeli. Kobieta wykreowała całą sieć fałszywych kontaktów. Dlaczego wymyśliła i pielęgnowała wirtualne znajomość? Angela, niestabilna psychicznie, niespełniona artystka całodobowo zajmuje się dziećmi – oprócz Abby wychowuje jeszcze dwóch dorosłych upośledzonych synów męża z poprzedniego małżeństwa. Przepaść, która dzieli rzeczywistość zastaną a tą wykreowaną przez Angelę jest porażająca. Patologiczne kłamstwa stały się dla kobiety ucieczką, formą terapii, rozrywką? Stawiam znak zapytania, bo w dokumencie odpowiedź nie pada. W słodko-gorzkim finale tej opowieści wybrzmiewa coś więcej niż tylko buńczuczna przestroga przed diabelskim Facebookiem… „Catfish” otwiera bramy do społecznościowej kloaki. Tam granice naszej prywatności, tożsamości i anonimowości rozmywają się.