sobota, 1 grudnia 2012

Dublerzy zmarłych

Lekcja przetrwania. Ciągnące się kadry, beznamiętne dialogi, absurdalne zachowania. Nikt nie mówił że wspinaczka będzie prosta. Takie są „Alpy” proszę Państwa. W filmie Giorgosa Lathimosa chodzi o udawanie. Wcielają się w role zmarłych osób, mówią ich słowami, wykonują ich gesty i grymasy. Cała usługa ma w rezultacie pełnić funkcję uzdrawiającą, ma pomóc bliskim pogodzić się ze stratą dziecka, żony, kochanka… Wynajęte osoby tworzą grupę o nazwie „Alpy”. Skąd taka spektakularna nazwa? Alpy to góry wyjątkowe i nie do zastąpienia, zupełnie jak członkowie grupy. Dublerzy zmarłych przypominają bezduszne maszyny, oszukują rzeczywistość. W poszukiwaniu tożsamości godzą się na patologiczną grę. Nawet nie zdają sobie sprawy kiedy wszystko wymyka się spod kontroli. Bo czy grając cudze życia nie tracą własnego? Z pewnością tracą, ale nie tylko na nich każe nam spojrzeć reżyser. Klienci głównych bohaterów mają równie wyjałowione wnętrza. Zaspokajają się sztucznymi gestami, mechanicznymi dialogami, nie potrafią godnie znieść żałoby. Dowód na niedojrzałość psychiczną? Chyba nawet coś więcej. Lathimos pokazuje nam na czym polega rozkład więzi międzyludzkich. O swoich zmarłych bliskich wiedzą jedynie tyle, jakich aktorów, albo piosenkarki lubili. Grecki reżyser wini trochę popkulturę ale na nikogo nie wskazuje palcem. Przeprawa przez „Alpy” jest niewygodna i niecodzienna. Jest w tym obrazie jakaś gorzka prawda, o której wolelibyśmy nie wiedzieć. Jedną z nich Lathimos zaserwował nam już w fenomenalnym „Kle”. Teraz przyszedł czas na szerszą diagnozę społeczną. I nie sugerujcie się greckim rodowodem. To się tyczy albo będzie tyczyło nas wszystkich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz