piątek, 6 stycznia 2012

Być człowiekiem "W ciemności"


Kinowa ciekawość znokautowała mnie już pierwszego dnia premiery tego filmu. Nie miałam żadnych szans… Ale czy można odmówić kandydatowi do oscarowej nominacji?
Po projekcji wynurzyłam się z mroku sali kinowej, po to, aby ponownie wpaść w sidła ciemności, tym razem tej wykreowanej przez Agnieszkę Holland. Arcydzieło klasy światowej, reżyserski majstersztyk, a może po prostu film wybitny? Mija kilkadziesiąt godzin od seansu, a ja wciąż nie umiem odpowiedzieć. Rodzimi twórcy z niesłabnącym zacięciem wracają do przeszłości, filtrują ją martyrologiczną mentalnością, mitologizują jak narodowy emblemat - takich skrzywień się obawiałam. Szybko odetchnęłam z ulgą, bo „W ciemności” jest nade wszystko filmem o dobroci i o nadziei, filmem w którym patos miesza się z prozaicznością. Nie ma tu statystów przebranych w łachmany. Są brudni, walczący o życie do granic możliwości ludzie. Bohaterowie nie wypowiadają kwestii. Oni ze sobą rozmawiają. Boją się, rozpaczają, śmieją się i kochają. Tylko tyle i aż tyle.
Lwów, rok 1943. Niemcy, z pomocą ukraińskiej policji, brutalnie pacyfikują getto. Grupa Żydów podejmuje próbę ucieczki, przebija się do kanałów. Przypadek sprawia, że jest tam także drobny złodziejaszek, Leopold Socha (Robert Więckiewicz), ukrywający właśnie łup z kolejnego skoku. Okazuje się, że kanalarz może pomóc Żydom przetrwać wojnę. Decyduje się na ryzyko, ale nie dlatego, że tak dyktuje mu sumienie. Ukrycie grupy Żydów w kanałach traktuje jako sposób na zarobienie pieniędzy i to dużych. Jednak, każdemu, kto ukrywa wyznawców judaizmu, grozi śmierć. Poldek musi podejmować coraz trudniejsze decyzje. Socha nie jest czytelnym herosem, a ci źli to nie tylko Niemcy. Tutaj kradną, są egoistami i porzucają swoich najbliższych także przedstawiciele wyznania mojżeszowego. Wojna potrafi jednym przetrącić kręgosłup moralny, a w innych zrodzić siłę, o którą pewnie sami siebie nie podejrzewali. Dobroć, która dojrzewa w kanalarzu z Lwowa jest wiarygodna i prawdopodobna, bo się po prostu przydarza. Poldek z cwaniaczka i złodziejaszka przemienia się w… W człowieka?
Film o cienkiej granicy między dobrem a złem opowiedziano przewrotnie, bo tytułową ciemnością. Stopniowo mrok ustępuje światłu. Bohaterowie pokonują ciemność, bo przecież dobro rodzi się nie na skutek religijnego nawrócenia, lęku przed karą, chęci odkupienia win, ale wskutek głębokiego człowieczeństwa. Z obrazem Holland trzeba się oswoić, przespacerować, pomedytować. To nie jest kino piątkowego wieczoru, o którym się zapomina po kwadransie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz