sobota, 17 grudnia 2011

Ołówkowe prawdy o życiu

Tym razem nie filmowo, ale książkowo.
„Być ołówkiem – niczego nie planować, nie oczekiwać, nie narzucać”. Jeszcze trudniej jest być ołówkiem w ręce Boga. Katarzyna Rosicka-Jaczyńska zasługuje na miano tęczowej Kredki. „Ołówkiem” można się udławić, można nie przełknąć, można zwymiotować, można pożreć łapczywie. To nie proza życia, to walka o życie, na które zapadł wyrok.
„Dzisiaj całuje mnie tylko 82-letnia ciocia. A jeszcze sześć lat temu całowałam się jak szalona z nowym facetem" – zaczyna dobitnie autorka. Szykowna bizneswoman, ryzykowna kochanka, właścicielka znanej łódzkiej agencji modelek, ponad 10 lat temu usłyszała diagnozę –SLA – stwardnienie zanikowe boczne. Miała umrzeć najpóźniej pół roku po zaopiniowaniu lekarzy. Stopniowo, nieuleczalna poczwara odbierała jej mięśnie, sprawność ruchową, mowę, a na końcu zostawiła „wisienkę – całkowity paraliż.
Kartki „Ołówka” przeplatają bujną przeszłość kobiety sukcesu z bezczasem, bezruchem i bezrobociem teraźniejszej Kredki. Autorka nie oszczędza bliskich, nie mitologizuje choroby, nie domaga się litości. Katarzyna utknęła na wózku inwalidzkim. Ale jej zdolności umysłowe czy zmysłowe pozostają nienaruszone. Rosicka-Jaczyńska pomimo fizycznej niemocy, walczy o godność i człowieczeństwo dla siebie, chorej na SLA. Trójka jej dzieci, byli mężowie, opiekunki, a nawet personel medyczny nie rozumie, nie słucha, ignoruje. Dlatego Kredka wymyśliła „Instrukcję obsługi Kasi" – wskazówki dotyczące toalety, masażu, zmiany bielizny, obiadu, układania chorej w wygodnej pozycji. Bohaterka udowadnia, że nie ma rzeczy niemożliwych – od urzędników PFRON wyszarpała komputer reagujący na ruchy jej gałki ocznej, dzięki czemu Katarzyna załatwia urzędowe sprawy, prowadzi życie towarzyskie, organizuje koncerty charytatywne, na których zbiera pieniądze na dalsze leczenie, m.in. pojechała do indyjskiej kliniki specjalizującej się w medycynie ajurwedyjskiej.
„Ołówek” niespokojnie lawiruje - towarzyszymy Rosickiej-Jaczyńskiej w czasie upojnych wakacji na Chorwacji, a akapit dalej, lądujemy na niewygodnym szpitalnym materacu z Katarzyną wyjącą z bólu. Pomiędzy wierszami niesie się gorzki chichot losu. „Byłam pewną siebie osóbką, której zawsze udawało się dostawać od życia to, co chciałam. (…) Wydawało mi się, że nie potrzebuję nikogo do pomocy, żeby osiągnąć stawiane przed sobą ciągle nowe cele” – tak pisze osoba, która obecnie „stała się myślącym warzywem, taką myślącą marchewką, może lepiej pietruszką, bo jest bledsza”.
„Ołówek” w ręce Rosickiej-Jaczyńskiej stał się wielkim dziełem, co prawda, nie literackim, ale ludzkim i prawdziwe duchowym zarazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz